Reklama

Niezwykłe komiksy Waldemara Andrzejewskiego

​Miłość do fantastyki zaszczepił we mnie tata. Od najmłodszych lat podsuwał mi książki i komiksy o tej tematyce. Tak poznałem Wojnę Światów Wellsa. Dziś nie jestem już pewien czy najpierw przeczytałem książkę, czy komiksową adaptację, która ukazała się w czwartym numerze magazynu Alfa z 1978 roku. Wiem jednak, że to właśnie komiks Waldemara Andrzejewskiego ukształtował moją wizję podboju naszej planety przez złowrogich Marsjan.

W późniejszych latach oglądałem bodaj wszystkie wersje ilustracji i ekranizacje prozy Wellsa. Słuchałem również audycji radiowej Orsona Wellesa, która ponoć spowodowała panikę na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Jednak żadna z wizji, ze spektakularną wersją Spielberga na czele, nigdy nie przebiła stworzonej przez polskiego rysownika. Tym bardziej ucieszyła mnie wieść, że Egmont przygotowuje zbiorcze wydanie komiksów tego autora.

Wehikuł czasu i inne opowieści zawiera całą komiksową twórczość Waldemara Andrzejewskiego. Znajdziemy tam dwie opowieści inspirowane pracami H. G. Wellsa - Wehikuł czasu oraz Wojna Światów. Uzupełnia ją, wydana pierwotnie w kultowym magazynie Relax, krótka opowieść science-fiction Tam gdzie słońce zachodzi seledynowo. Jednak prawdziwymi perełkami w albumie są odnalezione dopiero w 2015 roku komiksy Kapitan Nemo oraz niedokończony Hasło "Słomot". Album uzupełniają wybrane ilustracje z bogatej kolekcji autora, kilka szkiców koncepcyjnych oraz krótka biografia.

Reklama

Komiks to nostalgiczna wyprawa do przełomu lat 70. i 80. XX wieku. Charakterystyczna, inspirowana pracami Philippe’a Druilleta, kreska, a także niecodzienna kolorystyka, znacząco różnią się od tego, co serwują nam współcześni komiksowi twórcy. Wydaje się, że dziś nie ma już miejsca na tak barokowe w formie ilustracje. To wspaniałe spojrzenie w przeszłość polskiego komiksu, który nie bał się eksperymentów z formą. Odważne, nietuzinkowe rysunki, uzupełnione niepokojącą kolorystyką powodują, że nad każdym kadrem warto zatrzymać się na dłużej.

Równie nietypowy jest sposób prowadzenia narracji i dymków dialogowych, które odrzucają częściowo klasyczną formę. W zestawieniu ze znanymi czytelnikowi opowieściami Wellsa czy Verne’a robią piorunujące wrażenie. Mocno skrócone w warstwie fabularnej, nadrabiają warstwą wizualną. Nie znaczy to jednak, że przypadnie ona do gustu każdemu miłośnikowi komiksowej sztuki. Jednak każdy znawca tej muzy powinien spojrzeć na prace Andrzejewskiego. To niezwykle ważny, choć tak niewielki, wycinek naszej komiksowej historii. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę, że autor był profesjonalnym grafikiem, który historie obrazkowe traktował z olbrzymią powagą, nie negując ich miejsca wśród sztuk wizualnych.

Lektura zbioru to wielka przyjemność. Była dla mnie jak wyprawa w nieznane, z przewodnikiem, którego umiejętności znam i cenię od wczesnego dzieciństwa. Rozpaliła emocje, przeniosła w niezwykłe światy i pozwoliła dostrzec nowe horyzonty. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komiksy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy