Reklama

Janusz L. Wiśniewski: Napisanie dobrej bajki to wyzwanie

Czytelnik dziecięcy wydaje jednoznaczną, binarną opinię. Mianowicie, albo zasypia przy czytaniu lub rzuca bajkę w kąt, albo jest zafascynowany i słucha z otwartymi ustami, chcąc się czegoś dowiedzieć. Tutaj nie ma odcieni szarości - Janusz Leon Wiśniewski opowiada o swojej książce dla dzieci.

Adam Wieczorek, Interia: Po serii książek dla dorosłych przyszła kolej na dziecięcą. Jak wygląda proces przestawienia się na pisanie dla dzieci?

Janusz Leon Wiśniewski: Takiemu przestawieniu towarzyszy sporo umysłowego bólu. Głównie dlatego, że długo broniłem się przed pisaniem tej bajki. Zdawałem sobie sprawę, że napisanie bajki nie jest taką prostą sprawą. Wiem to choćby stąd, że sam czytałem swoim córkom sporo bajek. Jak się okazało, w pędzie za swoimi sprawami, trochę za mało. Napisanie dobrej bajki to wyzwanie i wysiłek.

Reklama

- Naciski ze strony wydawnictw wynikały z prostego faktu. Jeśli moje książki sprzedają się na rynku książek dorosłych, to pewnie i na dziecięcym także odniosą sukces. Broniłem się długo, ale w końcu zgodziłem się stawiając jeden warunek. Napiszę taką bajkę, ale będzie to opowieść naukowa. Jeżeli już wkładam wysiłek i myślenie w konstruowanie, to jeszcze czegoś dzieci nauczę. Gdy przyszła zgoda, wpadłem na pomysł, że dobrze byłoby opowiedzieć dzieciom, na ich poziomie, o wszechświecie, jak się zaczął, jaki jest duży, czy się skończy, co się tam znajduje, czym jest galaktyka, kometa, planety, ile jest gwiazd, czym jest rok świetlny i dlaczego odległość się mierzy czasem, a nie kilometrami itd. 

- Męczyłem wszystkie dzieci znajomych w wieku od 10 do 12 lat. Prowokowałem rozmowy o kosmosie i wszechświecie. Nie po to żeby się czegoś od nich dowiedzieć, choć oczywiście wiele się od nich można nauczyć, ale chodziło mi o to, żeby wiedzieć, jakie pytania można im zadać i co sprawia im trudność. Najtrudniej było nie stosować wzorów. Z racji studiów i zdobytej wiedzy, postrzegam wszechświat, jako zbiór pewnych równań i wzorów matematycznych. Wiedziałem, że jedynym wzorem, który kiedykolwiek będę mógł użyć będzie słynne mc2 i zresztą go używam, bo w paszporcie pana Fotona jest E=mc2.

- Stworzenie książki było trudne. Również dlatego, że czytelnik dziecięcy wydaje jednoznaczną, binarną opinię. Mianowicie, albo zasypia przy czytaniu lub rzuca bajkę w kąt, albo jest zafascynowany i słucha z otwartymi ustami, chcąc się czegoś dowiedzieć. Tutaj nie ma odcieni szarości. Albo jest to interesujące, albo nudne i dzieci dają to jednoznacznie do zrozumienia.

I jakie były reakcje dzieci?

- Mimo wszystko, wielu dzieciom ta bajka wydawała się trochę zbyt mądra i naukowa. Zawsze tak jest. Na ostatnim spotkaniu w Warszawie na sześćdziesiątkę dzieci znalazło się trzech geniuszy, którzy informowali mnie jaka jest odległość od słońca do ziemi i jak długo światło przebywa tę drogę. Byli też tacy, którzy wielu rzeczy nie wiedzieli i trzeba było im je wyjaśniać.

- Generalnie reakcja jest bardzo dobra. Niestety, więcej dowiaduję się od dorosłych niż od dzieci. Wydaje mi się, że cel osiągnąłem, bo dwa fragmenty bajki trafiły do podręczników nauki o świecie dla trzecioklasistów. To dla mnie ogromne wyróżnienie, bo trafiłem, że tak powiem, pod strzechy. Dla autora to chyba największe wyróżnienie. Wprawdzie, gdzieś w gimnazjum pojawia się fragment "Samotności w Sieci", ale bardziej sobie cenię te dwa fragmenty. 

- Reakcja na książkę jest pozytywna, bo ona uczy. Ja sam zachęcam rodziców do czytania jej dzieciom, bo mogą odpowiadać na pytania i rozszerzyć wiedzę. Dorośli się czasem przed tym bronią, bo sami wielu rzeczy nie wiedzą.

Grupa docelowa to dzieci w wieku 10 -12 lat?

- Jest to moja ocena, choć i młodsze dzieci są tym zainteresowane. Chociażby ze względu na ilustracje, które są fascynujące.

Miał pan wpływ na warstwę graficzną książki?

- Nie. Widziałem, że to bardzo ważny element bajki. Sami wiemy, że bajka bez ilustracji nie miałaby tej siły przekazu. Ilustratorkę wybrało wydawnictwo Tadam. Muszę jej pogratulować, bo sprytnie wykorzystała brodę Duszka, aby skonstruować przepiękne i mądre ilustracje. Bardzo mi się podoba nalewanie mleka do drogi mlecznej. Świetny pomysł. 

- Autor zazwyczaj nie ma wpływu na ilustracje. Nie mam też wybranych ilustratorów. Zresztą to była moja pierwsza bajka. W moich poprzednich książkach nie ma przecież ilustracji. W jednej są fotografie, ale to był prosty wybór, bo dotyczyły konkretnych tematów. Ale jestem bardzo zadowolony z tego, jak tę bajkę wydano i ilustrowano. Moim zdaniem jest to wydawnicza perełka i dobry produkt. Może druk mógłby być troszkę większy. 

Wcześniej prawa do tej książki miało inne wydawnictwo. 

- Od 2008 do 2013 książka była we władaniu Naszej Księgarni. Później skończyła się licencja. Przez trzy lata nie było jej na rynku, a ja byłem atakowany przez rodziców, którzy szukali jej we wszystkich księgarniach. Doszły do mnie słuchy, że nie ma jej nawet w serwisach aukcyjnych. Prawa wróciły do mnie. Pomyślałem, że trzeba jej nadać nowe życie. 

- Te trzy lata były o tyle ważne, że książka wyszła poza Polskę. Ukazała się, z pięknymi ilustracjami, w Rosji, jak również niedawno na Ukrainie. Jest znana i czytana. Wiem o tym, bo podpisuję egzemplarze we Lwowie, Kijowie, Moskwie i Petersburgu. 

Czy będzie zatem kontynuacja?

- Kontynuacji nie będzie. Natomiast mam intrygujący mnie pomysł na coś więcej. Marcelinka, ta pyskata i wścibska bohaterka książki, będzie miała siostrzyczkę Cecylkę. Ona będzie podobna do Marcelinki, ale w pewnym momencie zauważy, że nie ma koloru oczu ani mamy, ani taty. To ją bardzo zadziwi i będzie powodem, żeby się zająć dziedziczeniem, genetyką, DNA i genomem. Chcę wytłumaczyć dzieciom genom na ich poziomie.

- Z ciekawości Cecylki i Marcelinki ma powstać bajka, która ma się nazywać Genomek. Na szczęście w ich bloku, na czwartym piętrze, będzie mieszkał roztrzepany genetyk. Dziewczynki będą do niego chodzić i pytać o różne rzeczy. On będzie się od nich odpędzał i opowiadał im o dziedziczeniu, genetyce i DNA.

- Wszystkim się wydaje, że rozumieją DNA. Wszędzie się o tym pisze, ale tak naprawdę prawie nikt tego mechanizmu dziedziczenia i transkrypcji genów do końca nie rozumie. Sądzę, że dobrze będzie opowiedzieć o tym dzieciom. Na razie jestem zajęty pisaniem "bajek" dla dorosłych, ale gdy tylko skończę swój najbliższy projekt "dla dorosłych" to zajmę się Genomkiem.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy