Reklama

Jak wychować małego czytelnika

A ja w szkole nie przeczytałem ani jednej książki! - pochwalił mi się niedawno syn koleżanki. Takich młodych nieczytających jest w szkołach podstawowych coraz więcej. Skąd ta niechęć do lektury? I jak przekonać dzieci do tego, żeby czytały?

Bo nudna, bo brzydka, bo gruba... Bo widziałem film, bo ja nic z tego nie rozumiem, bo to jest napisane jakimś dziwnym językiem... A tak w ogóle, to po co mi to?! Mimo że Polacy czytają rzadko, fantazji w wymyślaniu pretekstów do unikania lektury mógłby im pozazdrościć niejeden pisarz.

Według ubiegłorocznego sondażu przeprowadzonego przez Bibliotekę Narodową, 19 milionów Polaków od swoich 15. urodzin nie przeczytało ani jednej książki. Takie wynik sytuuje nas w ogonie Europy. Dla porównania: w Czechach notuje się czytelnictwo na poziomie ponad 80 proc., we Francji - 70 proc.. Dlaczego my nie chcemy czytać?

Reklama

Niechęć rośnie z wiekiem

Przyczyn niechęci Polaków do książek należy szukać już na etapie szkoły podstawowej. O ile małe dzieci książki lubią i na ogół chętnie słuchają czytanych im opowieści (na co nie bez wpływu pozostaje prowadzona od lat akcja "Cała Polska czyta dzieciom"), o tyle maluchy w wieku szkolnym nie są już tak zainteresowane książkami.

Wielu uczniów czyta tylko dlatego, bo musi. Bodźcem do sięgnięcia po książkę nie jest ciekawość, ale perspektywa sprawdzianu z lektury czy konieczność poprawienia oceny z języka polskiego. Taka przymusowa lektura nie jest przyjemnością i zamiast zachęcać do tego rodzaju aktywności, odnosi odwrotny skutek. W efekcie, jak czytamy we wnioskach końcowych raportu "Czytelnictwo dzieci i młodzieży" z 2014 roku:

"Niepokojące jest pojawienie się wraz z dorastaniem uczniów dużej grupy osób nieczytających. Kategoria ta stanowi 14 proc. ogółu badanych uczniów, ale trafia do niej aż co piąty chłopiec kończący gimnazjum". Wielu z tych niechętnie czytających, po ukończeniu obowiązkowej edukacji, na zawsze pożegna się z książką.

Czarna lista lektur

Jednocześnie nie można założyć, że dzieci po prostu nie lubią czytać. One raczej, tak samo jak dorośli, nie lubią czytać tego, co nie jest dla nich atrakcyjne. A obowiązujący od dziesięcioleci (z drobnymi jedynie zmianami) kanon lektur szkolnych jest po prostu nudny.

Kiedy ówczesna szefowa resortu edukacji, Joanna Kluzik Rostkowska, zapytała na Twitterze maturzystów, jakie lektury wywołują w nich najgorsze wspomnienia, młodzi ludzie zaczęli tworzyć czarną listę. W zestawieniu przodowały książki, takie jak: "Nad Niemnem", "Potop", "Cierpienia młodego Wertera", "Ludzie Bezdomni".

Gdyby podobną listę tworzyli uczniowie szkół podstawowych, pewnie trafiłyby na nią takie książki, jak "O krasnoludkach i sierotce Marysi", "Historia żółtej ciżemki" czy "W pustyni i w puszczy". Dzieciaki narzekają, że to książki trudne, napisane mało zrozumiałym językiem i przede wszystkim nudne. To właśnie te książki internaucie wspominają jako "najgorsze lektury w podstawówce".

Jednak nie cały kanon lektur to "droga przez mękę". Dużą sympatią cieszą się książki takie jak "Hobbit", wybrane powieści Edmunda Niziurskiego czy zbiory opowiadań o przygodach Mikołajka. Te książki dzieci czytają nie tylko "bo trzeba", ale też dla przyjemności, udowadniając tym samym, że młodzież nie ma wrodzonej alergii na czytanie.

Przygodowe i edukacyjne

O tym, że kanon lektur warto byłoby uatrakcyjnić, politycy wiedzą nie od dziś. W ubiegłym roku Ministerstwo Edukacji Narodowej opublikowało wyniki ankiety, w której pytano o to, jakie książki należałoby dopisać do listy lektur szkolnych dla klas 1-3.

Najwięcej głosów zebrała książka "Tosia i pan Kudełko" Klaudyny Andrijewskiej, opowiadająca o życiu i zwyczajach wegańskiej rodziny. Kolejno na miejscu drugim i trzecim znalazły się "Psie Troski" Toma Justyniarskiego i seria "Harry Potter" J.K. Rowling. Ze starszych lektur popularnością cieszyły się m.in. "Dzieci z Bullerbyn". Jak mówiła potem minister edukacji, lista powinna posłużyć dyrekcjom bibliotek jako "ściągawka" przy uzupełnianiu zbiorów.

Oprócz książek pojawiających się w ankiecie MEN, w internecie można znaleźć wiele rankingów ulubionych lektur najmłodszych. Przodują w nich książki przygodowe np. "Magiczne drzewo" Andrzeja Maleszki, powieść w tempie gry komputerowej, a jednocześnie mądra książka mówiąca o ważnych sprawach dzieci, która doczekała się już ekranizacji czy seria "Zwiadowcy" Johna Flanagana. Dużą popularnością cieszą się też książki edukacyjne, których forma nie ma nic wspólnego z tradycyjnymi podręcznikami. Wśród nich warto wyróżnić "Mapy" Aleksandry i Daniela Mizielińskich czy "Domek" tych samych autorów.

- To od tego czy są (książki) ciekawe, wciągające, inspirujące, zależy, czy uczeń będąc nastolatkiem, a później dorosłym, sięgnie po książki - podkreślała minister edukacji po ogłoszeniu wyników ankiety MEN. Książki, których fabuła nie spełnia tych wymagań, zamiast rozbudzać ciekawość świata nudzą i zniechęcają do czytania. Nierzadko na całe życie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy