Reklama

Brandon Sanderson: Fantasy musi być pełne pomysłów

Zawsze szukam rzeczy, których nie zrobił nikt inny. Rozglądam się za czymś, co będzie wciągające i interesujące. Uważam, że fantasy jako gatunek powinno być pełne oryginalnych pomysłów - twierdzi Brandon Sanderson, wielokrotnie nagradzany autor powieści fantasy i powieści przygodowych dla młodzieży.

Adam Wieczorek, Interia: Podobno w Polsce masz wielką grupę fanów. 

Brandon Sanderson: Polscy fani byli najbardziej zdeterminowani w próbach zaproszenia mnie do siebie. Żadna inna grupa nie może się z nimi równać. Dlatego tu jestem. 

I jak ci się podoba w Polsce?

- Jak dotąd bardzo. Wszyscy są bardzo mili. To moja pierwsza wizyta. W Warszawie chodziłem po Starówce - macie mnóstwo niesamowitych pomników. Zwiedziłem też Kraków.

Na spotkanie w Warszawie przyszło ponad 500 osób. Czy to była niespodzianka?

Reklama

- To było niesamowite. Bardzo ciepłe powitanie. Spędziłem pięć godzin podpisując książki. Ale to jest coś, co robię bardzo chętnie. Czytelnicy mnie wspierają i powodują, że mogę robić to, co kocham. Dzięki nim mogłem odwiedzić Polskę. Jestem szczęśliwy mogąc odwdzięczyć się moim czasem. 

Czytając wstęp do komiksu "Biały Piasek" byłem zaskoczony, że ten pomysł był jednym z twoich wcześniejszych. Jak on się rozwijał?

- "Biały Piasek" był pierwszą książką, którą napisałem, a w zasadzie pierwszą, którą skończyłem. Byłem wtedy okropnie złym pisarzem. Nie wiedziałem co robię. Jak wielu pisarzy, po prostu się przetoczyłem przez tę powieść. Ale pomysł na magię opartą na piasku była zabawny i interesujący. Wiele lat później, gdy byłem już lepszym pisarzem, wróciłem do niego i napisałem całość od nowa. Zacząłem od zera, zostawiając tylko pomysł. Próbowałem stworzyć lepszy świat, wykorzystując zdobytą wiedzę i umiejętności.

- Napisałem tę książkę, jako chyba ósmą w karierze. Byłem z niej bardzo zadowolony i wysłałem maszynopis do mojego agenta. Powieść nie została nigdy wydana. Ponownie, wiele lat później, gdy szukałem inspiracji do noweli graficznej, pomyślałem, że można do niej wrócić. Przecież magia jest tutaj tak wizualna, z latającymi ludźmi, używającymi wstęg zrobionych z piasku. Uznałem, że to może być atrakcyjne wizualnie. Pracowałem z Rikiem Hoskinsem, który jest ekspertem od komiksów i razem stworzyliśmy scenariusz.

To jest tom pierwszy opowieści? Kiedy możemy się spodziewać kontynuacji?

- Powstaje już drugi. Nie jestem pewien, kiedy zostanie wydany, bo prace nad grafiką zajmują naprawdę mnóstwo czasu. Scenariusz jest już gotowy w całości. A kiedy ukaże się komiks zależy tylko od pracy grafika. Historia zamknie się w trzech tomach. Jednak jeśli ktoś nie chce czekać i przeczytać całość, może do mnie napisać i dostanie za darmo powieść. Oczywiście po angielsku. Każdy kto zapisze się na moją listę mailingową może ją dostać.

- Mam nadzieję, że drugi tom komiksu ukaże się jeszcze w tym roku, w okolicach świąt. Nie wiem, kiedy wyjdzie po polsku, ale tam nie ma tak dużo tekstu do tłumaczenia. Więc sądzę, że potrwa to krócej, niż w przypadku tłumaczenia książki. Z tego co słyszałem od tłumaczki, najwięcej problemów sprawia zmieszczenie polskich wersji w dymkach. 

Spójrzmy na mapę świata Białego Piasku, mamy rozświetlony dysk, ale co jest po drugiej stronie?

- Ciemna strona planety. Jest naprawdę interesująca, bo wyobrażałem ją sobie jako świat, gdzie dociera tylko promieniowanie ultrafioletowe. To kraina skąpana w ciemnościach, ale są tam rzeczy, które świecą w promieniowaniu UV - rośliny, skały i nawet zwierzęta. Jest ciemno, ale mnóstwo rzeczy emanuje blaskiem. 

Pomysł na komiks wpadł ci do głowy, gdy byłeś misjonarzem w Korei Południowej.

- To było tak dawno temu, że ledwo pamiętam spisywanie pomysłów. 

Już nie jesteś misjonarzem?

- Byłem nim 20 lat temu. Misjonarze mormonów wyruszają zazwyczaj w wieku 19 lat na kilka lat. Często do innych krajów. Potem wracamy, idziemy na studia i już się tym nie zajmujemy. Jestem jednak ciągle zafascynowany religią i staram się tworzyć interesujące wierzenia w moich książkach. 

Komiks to tylko część twojego dorobku. Tworzysz też serie książek dla młodzieży, jak na przykład Alcatraz. 

- Ta seria składa się z pięciu tomów i jest już zamknięta. Co prawda planuję jeszcze jedną książkę, ale opowiada historię z punktu widzenia innych postaci. 

Czytając pierwszy tom Alcatraza nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że odreagowujesz pisanie poważnych książek fantasy. Uczysz pisarstwa, a tutaj żartujesz sobie z pisarzy i stosowanych przez nich trików.

- To prawda. Te książki są niezwykle zabawne, bo zacząłem je pisać, gdy potrzebowałem przerwy od serii "Z mgły zrodzony" (Mistborn). Jestem głównie znany z tworzenia epickich serii fantasy. Kończyłem Mistborn i trzeba było zacząć prace nad kolejnym tomem. Czułem się wypalony i zmęczony. Potrzebowałem czegoś nowego i świeżego. Mówi się, że między dwoma kawałkami sera trzeba spróbować winogrona, czyli czasem coś zmienić. Dlatego chciałem zrobić coś kompletnie innego.

- Książki z serii Alcatraz, które są przeznaczone dla dzieci w wieku około 12 lat, pisałem żeby były odmienne. Chciałem poćwiczyć pisanie komedii. Większość moich powieści nie należy do tego gatunku. Pisałem to głównie jako wprawkę, po czym posłałem do mojego agenta, który się zachwycił. Stwierdził, że trzeba to sprzedać. Można powiedzieć, że z czasem historia nabrała własnego życia. Seria ma grupę zagorzałych fanów, co jest interesujące, bo większość moich fanów to studenci i dorośli. Jednak na podpisywaniu książek zawsze jest niewielka grupa młodzieży, która przyszła z książkami o Alcatrazie.

Ale to nie jest jedyna twoja seria dla młodszych.

- Nie, ale dla najmłodszych już tak. Większość pozostałych jest dla starszych nastolatków i przechodzą płynnie w powieści dla dorosłych. W fantasy i science-fiction to tradycja, że książki dla osób nieletnich przekraczają granicę. Najlepszym przykładem jest Hobbit. Mamy Władcę Pierścieni dla dorosłych, ale Hobbit, który jest przecież osadzony w tym samym świecie, jest książką dla młodszych. Wiele najsłynniejszych książek jest takich. Weźmy Harry'ego Pottera. Z moich prac "Stalowe serce" też stoi pośrodku. W Wielkiej Brytanii zostało wydane jako książka dla dorosłych. W USA trafiło do działki young adult. Alcatraz bez wątpienia jest śmieszną, radosną książką dla dzieci. Wyraźnie się wyróżnia na tle innych moich powieści. 

Większość serii dla młodszych czytelników już zakończyłeś. Czy planujesz coś nowego?

- Ukończyłem kontynuację serii "Mściciele", którą sprzedałem wydawcy w Stanach Zjednoczonych. Nazywa się "Apocalypse Guard". Będzie zabawna. Wyobraź sobie, że twój świat jest zagrożony i dzwonisz do Ligi Sprawiedliwości, ale wszyscy wyjechali. Na miejscu jest tylko praktykantka i to ona będzie cię ratować. To opowieść o dziewczynie podającej kawę drużynie superbohaterów, która nigdy nie była na misji i musi sama spróbować ocalić planetę. Czeka ją wiele perypetii.

Na ile tomów jest zaplanowana?

- Zaplanowałem trylogię. To nie są długie książki, choć z takich słynę. Powieści z serii "Mściciele" miały ponad 300 stron każda i tu będzie podobnie. Moja najczęściej nagradzana książka też nie jest długa, "Dusza cesarza" ma tylko 150 stron. Jeśli o długości książek mowa, to warto zwrócić uwagę na wymogi opowieści. Niektóre po prostu potrzebują wielu stron, aby móc się rozwinąć, a inne nie.

Zostałeś wybrany do dokończenia, po zmarłym Robercie Jordanie, cyklu "Koło Czasu". Jak udało ci się to zrobić? 

- To była najtrudniejsza rzecz w mojej karierze pisarskiej. Prawdziwe wyzwanie. Dostałem dużo notatek i planów, ale było tam mnóstwo białych plam, które trzeba było zapełnić. Pozbieranie tego w spójną całość zabrało mi pięć lat. Na szczęście Robert Jordan miał zapisane sporo pomysłów. Wielu pisarzy tego nie robi. On wiedział, co chce napisać, ale na tamtym etapie nie spiął wszystkiego w całość. Zostałem z celami, ale bez mapy. 

Zakończenie sagi w twoim wykonaniu to trzy książki.

- Napisałem je jako jedną, ale zdecydowaliśmy, że musi zostać podzielona, bo miała chyba 2500 stron. To zadziałało, bo były tam odpowiednie momenty, w których mogliśmy dokonać podziału. Zresztą "Władca Pierścieni" też był na początku jedną książką. Oczywiście zakończenie "Koła Czasu" wliczam do swojego dorobku. Ostatni tom trafił do czytelników w Polsce dopiero w zeszłym roku. To jest ciągle nowa powieść.

Cechą charakterystyczną twoich książek są systemy magii. Jak je tworzysz?

- Zawsze szukam rzeczy, których nie zrobił nikt inny. Rozglądam się za czymś, co będzie wciągające i interesujące. Napisałem esej Sanderson's Laws of Magic, który opisuje mój proces twórczy. W najprostszych słowach sprowadza się do tego, żeby szukać innowacji. Uważam, że fantasy jako gatunek powinno być pełne oryginalnych pomysłów. Powinno się najbardziej wyróżniać. Czasami wpadamy w schemat i używamy tych samych historii. Nawet mnie się to zdarza. Powinniśmy wymagać od siebie więcej. Ciągle próbuję.

- Skoro o tym mowa, to przecież ludzie czytają science-fiction i fantasy ze względu na nowe światy. Jednak jeśli będą tam złe postaci, to będą złe książki. Nie ważne, jak wspaniały jest system magii. Jeśli nie ma interesujących bohaterów, którzy jej używają, to będzie nudna, zła powieść. To swoiste wyzwanie, aby nie ograniczyć się do stworzenia oryginalnego systemu magii. Bohaterowie są równie ważni. 

Twoje powieści cieszą się dużą popularnością wśród filmowców. Kiedy doczekamy się ekranizacji?

- Podpisałem kilka kontraktów. W Hollywood jest wielu kreatywnych ludzi, którzy tworzą filmy. Niestety, nie zawsze są to ludzie, którzy mają pieniądze na ich produkcję. Istnieje wyraźny podział na twórców i sponsorów. Obie grupy muszą się spotkać pośrodku, aby mógł powstać film. Podpisałem kontrakty z wieloma twórcami, ale ciągle czekamy, aż któryś ze scenariuszy doczeka się realizacji. Jestem optymistą, ale nie mogę obiecać, że to się uda. Gra Endera, która jest przecież klasyką science-fiction, czekała 25 lat na ekranizację i przeszła przez kilkanaście zmian scenariusza. Jeżeli ona czekała ćwierć wieku, to nie mam pojęcia, ile będę musiał czekać ja. 

Jakie są największe bolączki i radości pisarza?

- Najtrudniejsze jest stworzenie kolejnej, równie popularnej i dobrej książki. To coś, co powoduje, że pisarze nie śpią po nocach. Zastanawiamy się, czy damy radę zrobić to jeszcze raz. Z kolei najwięcej zabawy sprawiają mi burze mózgów. Lubię wymyślać nowe miejsca. To jest niezwykle satysfakcjonujące.

Gdy masz już pomysł, zaczynasz pisanie. Ile zajmuje stworzenie książki?

- To zależy od książki. Mam takie, które powstawały 20 lat. Zazwyczaj tworzę konspekt, co zajmuje mi miesiąc. Napisanie książki to kolejne sześć miesięcy, jeśli nie jest zbyt długa. Kolejne cztery miesiące to poprawki. Można powiedzieć, że około roku na powieść. Oczywiście krótsze książki tworzę szybciej. Pracuję od ośmiu do dziesięciu godzin dziennie. Nawet dzisiaj napisałem rozdział spinający wątki mojej kolejnej powieści. Nie pracuję tylko w niedziele i ostatnio staram się też nie pracować w soboty. Chcę spędzać te dni z moimi dziećmi. Dla nich są soboty, a niedziela jest dla Boga. W pozostałe dni pracuję.

Czy pracujesz nad kilkoma książkami jednocześnie?

- Zazwyczaj planuję jedną, piszę drugą i poprawiam kolejną. Dzielę pracę na te trzy etapy. Wielu pisarzy przeskakuje z jednego pomysłu na drugi, gdy tylko zdarzy im się utknąć. Ja tego nie robię. Dużo czasu zajmuje mi wejście i wyjście ze świata danej książki. Jeżeli zmieniałbym je zbyt często, straciłbym po prostu czas.

- Na szczęście rzadko zdarza mi się blokada pisarska. Jeśli nawet gdzieś utknę, to mam wypracowane sposoby, aby sobie z tym radzić. Nie zdarza mi się stanąć na dłużej niż dzień. Spisuję daną scenę, nawet jeśli wiem, że nie jest dobra i daję sobie dzień do namysłu. Gdy już wiem, co jest nie tak, mogę to naprawić. Gdybym postępował w inny sposób, to prawdopodobnie utknąłbym w takich miejscach na zawsze. 

Jaką poradę dajesz młodym pisarzom?

- Ćwiczcie pisanie. Tak, jakbyście ćwiczyli grę na instrumencie. Jeśli chcecie być dobrymi pisarzami musicie być najpierw złymi pisarzami. Poświęcając regularnie czas na pisanie staniecie się świetnymi twórcami. Mnie zajęło to dziesięć lat. Tyle czasu zajmuje przeciętnemu człowiekowi osiągnięcie mistrzostwa w tym, co robi. Ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia. 

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy