Reklama

Bobbie Peers: Warto mówić o swoich marzeniach

- Zażartowałem, że to będzie coś tak wielkiego, że w najbliższe święta znajdzie się pod choinką w każdym norweskim domu. I tak się stało - mówi Bobbie Peers, słynny norweski reżyser, którego książka "William Wenton. Instytut szyfrów" podbija serca dzieci na całym świecie.

Adam Wieczorek, Interia: Jesteś znany jako producent filmowy. Skąd pomysł na zmianę branży i tworzenie książek dla dzieci?

Bobbie Peer: - Rzeczywiście jest tak, że przez większość życia zajmowałem się filmami. Kiedy przyszedł mi do głowy pomysł na to, żeby stworzyć postać Williama Wentona, czyli 12-letniego, najlepszego na świecie łamacza szyfrów, był to scenariusz filmowy. Pracowałem nad tym scenariuszem rok. Natomiast pod koniec okazało się, że film, jak na norweskie warunki, będzie zbyt drogi. Zamiast odłożyć pomysł do szuflady, pomyślałem, że mogę wykorzystać go w innym medium. Chciałem, żeby ta historia ujrzała światło dzienne. W naturalny sposób przyszła mi do głowy książka. Pierwszymi sędziami tego, co stworzyłem były moje dzieci. W domu książka okazała się wielkim sukcesem i wtedy pomyślałem, że może warto wysłać ją do wydawnictw w Norwegii. Z pomocą Google wybrałem pięć najlepszych, wysłałem im manuskrypt i wszyscy chcieli ją wydać. Zaczęli do mnie dzwonić i wtedy pomyślałem, że chyba wyjdzie z tego coś dobrego. 

Reklama

To początek dłuższej serii. Ile tomów zaplanowałeś?

- Gdy był to jeszcze etap scenariusza, myślałem, że będą to cztery opowieści. Dokładniej jedna wielka historia, podzielona na cztery części. Jednak gdy zacząłem pisać książkę, historia się rozrosła. Poszczególne opowieści zrobiły się duże. Wyszło na to, że jedna część filmu przekłada się na półtorej książki. Stąd będzie ich sześć lub siedem.

Spodziewałeś się takiego sukcesu?

- Nie. (śmiech) To oczywiście coś na co się liczy, ale nie mówi tego głośno. Co prawda raz zażartowałem, że to będzie bestseller. Ten żart okazał się prawdą i teraz jest ciekawą anegdotą. Mamy parę najbliższych znajomych, z którymi spędzamy wakacje. Któregoś razu przyszli do nas do domu. Zapytali co porabiam. Powiedziałem, że piszę książkę i zażartowałem, że to będzie coś tak wielkiego, że w najbliższe święta znajdzie się pod choinką w każdym norweskim domu. Dokładnie tak się stało, więc byłem prorokiem tego sukcesu. Wychodzi na to, że warto mówić o swoich marzeniach i nadziejach na głos, bo wtedy się spełniają.

Teraz książka wraca do korzeni, bo planowana jest ekranizacja. Czy już zakontraktowano całą serię?

- To zależy od międzynarodowego sukcesu książki i popularności pierwszego filmu. Plany zakładają ekranizację całości. Sprzedałem prawa do całej serii. Mam nadzieję, że to będzie sukces! (śmiech) Nie, nie mam nadziei. Tak się stanie!

Czy masz wpływ na kształt filmu?

- Powiedziałem, że nie chcę maczać w tym palców. Jeżeli się zaangażuję, to wywołam efekt kuli śnieżnej, projekt rozrośnie się jeszcze bardziej, a ja będę miał tylko więcej pracy. I bez tego mam co robić. Dlatego nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Ale mam oczywiście rangę producenta wykonawczego. To bardziej tytuł honorowy. Dużo rozmawiam z reżyserem, bo z oczywistych względów, mam większą wiedzę o tym, jak rozwija się ta historia. Nie wszystkie części są jeszcze opublikowane, dlatego będę konsultantem. 

Czy podczas pracy nad książką sięgasz po opinie dzieci?

- Tak, jak najbardziej. Pytam o zdanie swoje i inne dzieci przy okazji spotkań. Sprawdzam czy rozwój wydarzeń w książce im odpowiada. Czasem mówią, że tak, czasem, że nie i wydaje im się to niewiarygodne. Podczas spotkań w szkołach i bibliotekach pytam dzieciaki czy podobają im się imiona bohaterów czy może woleliby inne. To są moi konsultanci.

Czytając książkę miałem wrażenie, że Wiliam ma niewielki wpływ na wydarzenia. Jest wrzucony w ich wir i daje się im ponieść. Czy w dalszych częściach będzie miał więcej wpływu na to, co się dzieje?

- Gdy patrzę na strukturę opowieści, dzielę ją na dwie części. Można powiedzieć, że przecinam ją w połowie. Pierwsza część rzeczywiście skupia się na reakcjach bohatera na wydarzenia. Druga część to już świadome działania, w zależności od zdobytych informacji w pierwszej części. Dlatego mogłeś odnieść takie wrażenie, ale William będzie zdecydowanie więcej działał w drugiej książce. Ale ciągle jest w tej fazie, gdzie gromadzi wiedzę o złych bohaterach, a także jaka jest jego rola w tym wszystkim. Gdy będzie miał już dane, będzie mógł je wykorzystać. Im dalej w las, tym więcej działań będzie przez niego podejmowanych świadomie. 

Bobbie Peers pochodzi z Norwegii, jest pisarzem i twórcą filmowym. Jego animowany "Wąchacz" zdobył Złotą Palmę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes. "William Wenton. Instytut szyfrów", jego pierwsza powieść, rozpoczyna cykl przygód nastoletniego adepta kryptologii.

"William Wenton. Instytut szyfrów" został norweską Książką Roku 2016, zdobył także Ark’s Children’s Award - nagrodę przyznawaną przez czytelników. Prawa do książki kupiło już 37 krajów. Ekranizacją powieści zajmie się Morten Tyldum, reżyser filmów "Gra tajemnic" i "Pasażerowie".


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: książki dla dzieci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy