Reklama

Transfer 25-letniego zarodka

25 listopada w Stanach Zjednoczonych przyszło na świat kolejne dziecko poczęte dzięki metodzie in vitro. Nie byłoby w tym niczego niecodziennego, gdyby nie fakt, że zapłodnienia pozaustrojowego dokonano w… 1992 roku. Zamrożony zarodek przechowywany był zatem blisko ćwierć wieku, zanim doszło do procedury transferu domacicznego u biorczyni.

Cud narodzin

Tina i Benjamin Gibson, małżeństwo ze stanu Tennessee, nie kryli zdumienia, gdy dowiedzieli się w jakim "wieku" są zarodki, które zostały przez nich zaadoptowane. Wcześniej para została zapoznana jedynie z podstawowymi informacjami o dawcach. W 2016 roku, czyli w momencie dokonywania transferu Tina miała 25 lat, była zatem niewiele starsza niż przetransferowane embriony. Kobiecie podano wówczas trzy zarodki. Niestety, przeżył tylko jeden z nich. W kolejnych etapach ciąża przebiegała już bez komplikacji, a po dziewięciu miesiącach młodzi rodzice powitali na świecie zdrową dziewczynkę, Emmę Wren Gibson.

Reklama

Jak podaje Edition.cnn.com, uznawany do tej pory za rekordowy, najstarszy zarodek z sukcesem umieszczony w macicy pacjentki liczył 20 lat. Dziś na takie miano zasługuje nowo narodzona Emma. Jej mama w rozmowie z CNN stwierdziła, że nie obchodzą ją rekordy świata, ona po prostu pragnęła mieć dziecko.

O możliwości adopcji zarodków państwo Gibson dowiedzieli się przypadkiem. Ojciec Tiny opowiedział im o metodzie, o której usłyszał w wiadomościach. Początkowo para nie była zainteresowana takim rozwiązaniem, ale otrzymane informacje nie dawały im spokoju. Wiedzieli, że nie mogą mieć biologicznego potomstwa, więc stworzyli rodzinę zastępczą dla dzieci oczekujących na adopcję. W końcu podjęli decyzję o zaadoptowaniu... zarodka. Skorzystali z usług National Embryo Donation Center w Knoxville, placówki, dzięki której pomocy urodziło się już 73,000 dzieci.

Dr Jeffrey Keenan, ginekolog-położnik, który wykonał transfer wyraził nadzieję, że przypadek córeczki Gibsonów zainspiruje innych rodziców i będzie sygnałem, aby dać szansę także tym długo przechowywanym zarodkom poddanym kriokonserwacji.

Co dalej z zarodkami?

Etyczny aspekt mrożenia zarodków budzi wiele emocji. Według statystyk ok. 30 proc. korzystających z omawianego sposobu leczenia niepłodności dysponuje niewykorzystanymi zarodkami. Co się stanie, gdy dana rodzina wykorzysta ich tyle, ile chciała i zostaną te "nadliczbowe"? Jako wyjście z sytuacji wskazuje się właśnie procedurę ich adopcji. W Polsce nie jest to jeszcze popularne jak np. w USA, ale w obliczu upowszechniania się metody in vitro coraz więcej par będzie zmuszona zmierzyć się z problemem nadliczbowych zarodków. Nie mogą być one niszczone ani służyć jako materiał do badań.

Mimo że adopcja wydaje się bardziej etyczna niż pozostawienie zamrożonych zarodków bez zamiaru ich wykorzystania, nie mówiąc już o uśmiercaniu czy poddawaniu ich testom, dla wielu osób to opcja niemożliwa do zaakceptowania. Przeciwnicy tej procedury wskazują na fakt, że czuli by dyskomfort wiedząc, że, być może, gdzieś na świecie żyje ich dziecko, z którym nigdy nie nawiążą kontaktu. Niektórzy uważają, że nie można wykluczyć, że rodzeństwo pochodzące od tych samych biologicznych rodziców w dorosłym życiu przypadkowo trafi na siebie i stworzy związek nie wiedząc, że są spokrewnieni.

Ponieważ w polskim prawie brak jeszcze regulacji dotyczących tzw. nadliczbowych zarodków, przekazanie ich do adopcji lub pozostawienie jest kwestią sumienia rodziców.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy